Jak wiadomo zapaleni amatorzy kolarstwa sezonu nie kończą - NIGDY! I tak oto zima jaka była, to każdy widział, mrozu ciężko uświadczyć, nie mówiąc już o śniegu, więc kilometry same się nakręcały, a forma na sezon 2020 rosła jak szalona. Zapewne nikt w styczniu, czy lutym nie przypuszczał, że światowa pandemia zawita także w nasze świętokrzyskie knieje. Cały kalendarz ŚLR poszedł się .... zdezaktualizować. Mało tego ten nowy ustalony na szybko stał się płynny, gdyż na obecną chwilę wypadły już z niego kolejne miejscówki. Przechodząc do sedna sprawy. Dallas (miejscówka wśród lokalnych mieszkańców znana jako Daleszyce) dało nam chyba popalić. Im dalej w las tym więcej drzew - tak to można podsumować. Za sprawą kolejnych wzniesień na trasie maratonu złapać oddech było coraz ciężej. Nie zabrakło klasycznych odcinków, czyli podjazd po długiej łące, czy przejazd kamienistą granią, które jak zwykle dodały smaczku do całości. Organizacyjnie zaszły spore zmiany gdyż: zawody odbywają się w ciągu dwóch dni. Master i Famili przecierają szlaki w sobotę, a Fan startuje w niedzielę. Największą ciekawostką i zaskoczeniem - o tym koniecznie należy wspomnieć - jest dekoracja. Otóż dla kategorii M3 i M4 dekoracja odbyła się jakieś 30 minut po przejechaniu przez metę pierwszego uczestnika, więc ewidentnie skrócił się czas oczekiwania na dekorację ( średnio o jakieś 346 minut i 59 sekund). Ogólnie wyścig smakował równie dobrze jak niedzielny rosół z kury i klasyczny mielony z mizerią. Już za kilka chwil kolejne zmagania więc nasmarujcie łańcuchy i powodzenia na trasie! Widzimy się w Piekoszowie!
fot.Jakub Pecio